Strona:F. A. Ossendowski - Kruszenie kamienia.djvu/56

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Oj, pan i... świętości? — skrzywił się redaktor — Marna gwarancja!
— Co do sądu o gwarancjach, nie uważam pana za autorytet, panie Rumeur! — odparował reporter. — No więc? Telefonowałem panu, żebyś miał przy sobie 5000 franków i papier firmowy dla spisania kontraktu.
— Mam to wszystko... — zaczął dziennikarz, ociągając się jeszcze.
— Niczem pan nie ryzykuje, jeżeli, zgodnie z mojem żądaniem, napisze pan zobowiązanie w imieniu redakcji „Hałasu Ulicy“. Wręczy mi pan pieniądze i umowę wtedy dopiero, gdy przekonam pana, że moje wiadomości są warte tego.
— W takim razie naturalnie... — zgodził się Rumeur, szybko napisał umowę, położył na niej czek na 5000 franków i, przycisnąwszy to wszystko małemi, krótkiemi rączkami o ogryzionych, brudnych paznokciach, szepnął:
— Słucham! Słucham!
Wpijał się wzrokiem w spokojną, zimną twarz Nessera i czekał prawie z namiętnością.
— Niech pan sobie wyobrazi na chwilę, — zaczął reporter — że przynoszę następujące informacje: o wiarogodnej korespondencji z Marsem, wraz z wszystkiemi szczegółami, nazwiskami i datami; albo — sekretne detale i wyniki śledztwa w sprawie zamordowania w Serajewie arcyksięcia austrjackiego; albo o niespodziewanym napadzie torpedowca niemieckiego na krążownik francuski, a co rząd nasz, powiedzmy, zachowuje w najściślejszej tajemnicy, albo o nieznanej umowie pana Poincare z Mikołajem II, albo o dacie i szczegółach wybuchu wojny z Niemcami...