Strona:F. A. Ossendowski - Kruszenie kamienia.djvu/329

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Tak... — odparła. — Myślałam o tem. To była przykra okoliczność. Zrobił to pan przez zemstę?
— Przez zemstę! — szepnął.
— Gdyby pan kochał tę kobietę, czy mógłby pan ją zabić?
— Zdaje mi się, że tak... — odpowiedział po pewnym namyśle. — Na początku naszej znajomości, wydawało mi się, że pokochałem Reginę, lecz później ogarnął mnie wstręt do tej „porządnej“, religijnej, otoczonej powszechnym szacunkiem damy światowej. Dodam, że był to wstręt nieprzeparty, — rasowy wstręt proletarjusza, umiejącego łączyć go z nagłym wybuchem zmysłowości.
— Z mego kobiecego punktu widzenia, w dążeniu do ścisłej klasyfikacji dobra i zła, nie odsądzam pana od czci i honoru... — zadecydowała poważnym głosem.
Nesser znowu zaśmiał się.
— Śmiała decyzja! — zawołał. — Po raz pierwszy spotykam się z taką odwagą i kategorycznością! W każdym razie dziękuję pani i zapewniam, że byłem z nią zupełnie szczery! Chciałem, żeby pani miała o mnie prawdziwe wyobrażenie. Powtarzam — nie lubię niejasnej sytuacji, szczególnie nie chciałbym jej w stosunku do pani...
Spojrzała na niego pytająco.
— Właśnie! — dodał z przyjaznym uśmiechem. — W stosunku do pani, która ma takie wszystko rozumiejące i prawdomówne oczy.
Ciemny rumieniec okrył twarz panny Briard.
Konduktor gwizdnął przeciągle. Powrócili do pociągu, który niebawem drgnął, zgrzytnął i powlókł