Strona:F. A. Ossendowski - Kruszenie kamienia.djvu/324

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ków gwardji, wyszli na peron. W rozpiętych, pogniecionych bluzach, nieogoleni, w brudnych butach brutalnie krzyczeli na żołnierzy, którzy odprowadzali ich ponurem spojrzeniem i coś pomrukiwali przez zęby.
Płynące z wagonów pieśni były owiane beznadziejną tęsknotą i tylko od czasu do czasu ponure zwrotki przechodziły raptownie w szalone, skoczne refreny. Wszystko razem stanowiło niezrozumiałą mieszaninę troski, beznadziei, smutku i bezmyślnej wesołości. Obce to były dla Nessera śpiewy i budziły w nim niewytłumaczony niepokój. Zwierzył się z tem przed Iwoną i dodał:
— Wydaje mi się wciąż, że słyszę rozlegający się zbliska, niepokojący poryk dzikiego zwierza. Drażni to mnie, bo nie znam ani tego głosu, ani zwierzęcia, które go wydaje.
Sanitarjuszka z zaciekawieniem popatrzyła na niego i odrzekła:
— Muzykę rosyjską trzeba dużo razy słyszeć, wtedy dopiero rozumie się ją.
— Jest to zrozumienie istotne, czy tylko domysł? — spytał.
— Nie wiem... — odpowiedziała, z coraz większem zainteresowaniem słuchając tego człowieka, umiejącego budzić w sobie i w innych niepokojące myśli.
Imponował jej głębią i giętkością rozumu, a to budziło natychmiast inne uczucia, w których kobiety jej temperamentu krystalizują wszelki odruch duszy. W takich chwilach mgiełka zasłaniała jej oczy, rozkosznie rozchylały się usta, ruchy stawały się powolne, pierś oddychała szybciej.