Strona:F. A. Ossendowski - Kruszenie kamienia.djvu/319

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Panno Briard! — zawołał. — Cóż możemy na to poradzić my — francuska sanitarjuszka i przygodny dziennikarz?
— A przecież musimy coś robić?! — nalegała namiętnie.
— Zaczekajmy trochę! — uspokoił ją. — Postaram się uważnie zbadać panujący w Rosji nastrój i zważyć wynikające z niego możliwości. Wtedy dopiero postaramy się uprzedzić naszego ambasadora i naczelne dowództwo. To jedyne, co jest w naszej mocy.
Sanitarjuszka po krótkim namyśle wyciągnęła do reportera rękę i rzekła:
— Tak, to jedyna droga! Dziękuję panu!
— Za co? — zdziwił się.
— Za to, że i my zrobimy coś dla zwycięstwa! — szepnęła. — Ja mam krewnych i przyjaciół w armji francuskiej — dzielnych, uczciwych młodzieńców. Nie mogę myśleć spokojnie, że zginą wyłącznie dlatego, iż nie wszystko zostało dokładnie obliczone i zbadane!
— W tem obliczeniu, dotyczącem Rosji, będę służył pani! — odpowiedział Nesser z ukłonem.
Podała mu rękę i, uśmiechając się przyjaźnie, powiedziała:
— Mieszkam tu z matką od pięciu lat. Znam miasto i mówię nawet po rosyjsku. Mogłabym być dla pana dobrym cicerone! Byłybyśmy rade, gdyby pan zechciał odwiedzić, nas!
— Dziękuję pani! — ucieszył się Nesser. — Najchętniej skorzystam z tak miłego zaproszenia w najbliższej przyszłości.
Pożegnał pannę Briard i wyszedł na ulicę. Padał śnieg i okrywał białą smętną płachtą jezdnię, budy