Strona:F. A. Ossendowski - Kruszenie kamienia.djvu/317

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wzdychając do niebieskich oczu i złotych włosków poległych synów; po szpitalach jęczą i rzężą ranni i umierający. Tam też nędzarze czyhają na bogaczy, a bogacze nie dostrzegają ludzkiej duszy w nędzarzach. Tam tak samo, jak u nas, jak tu, wojny chciał okrutny demon pożądliwości, lub bydlę, siedzące w nas, które rozzuchwaliło drapieżników. Nie! Nie dlatego musimy zwalczyć Niemców!
— A dlaczegóż? — spytała, pochylając się ku niemu i zaglądając mu w oczy.
— To, co powiem, będzie nielitościwe i ponure — szepnął, wstając, — ale myślę, że tak jest! Musimy doprowadzić wojnę do końca, aby w Niemczech rozwiał się urok woli najsilniejszych w świecie zbrodniarzy. Ludzkość musiała uczynić tak, aby wszystkie ludy ucierpiały jak najwięcej! Taki jest bowiem wyrok losu! Cierpienie obudzi w nas uśpiony duch, zarażony żądzą. Wszyscy zgłębimy do dna zbrodnię, obłęd wojny i nędzę, a wtedy odrzucimy je na zawsze! Wówczas dopiero nastąpi okres długiego pokoju, a rozbudzona i oczyszczona dusza zażąda szukania nowych dróg istnienia dla całej ludzkości... Inaczej — śmierć, bo jestem przekonany, że już kroczy niewiadomy mocarz, który „nędzarzom drogę utoruje, bogaczy wmig obali i do skóry złupi!“ Pani, spewnością, zrozumie, panno Briard, że będzie to straszniejsze i krwawsze od zgilotynowania Ludwika XVI, rozstrzelania członków Komuny paryskiej, ba, nawet od wojny samej!
Zacisnąwszy ręce i nie spuszczając oczu z twarzy Nessera, słuchała. Milczała długo i nie ruszała się z miejsca, chociaż reporter nie odzywał się więcej i chodził po korytarzu z namarszczonem czołem,