Strona:F. A. Ossendowski - Kruszenie kamienia.djvu/299

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

drzewa parków i bulwarów. Mgła pochłonęła wartką rzekę. Cisza zapadła nagle, jakgdyby na komendę.
— Noc zapowiada się spokojnie! — zauważył oficer. — Słyszałem w sztabie, że Rosjanie nie zdążyli jeszcze ściągnąć wszystkich swoich sił.
Pruscy żołnierze przygotowywali się do noclegu. Stanęli w małej chatce, opuszczonej przez mieszkańców. Noc była mglista i zimna, zaczął padać deszcz i mokry śnieg.
— Dam panu dobrą radę! — rzekł oficer ze śmiechem. — Miejscowi wieśniacy lubią spać na piecu. Ciepło tam, a pan, jak widzę, nie ma kożucha...
Po kolacji też Nesser, czując dreszcze, wlazł na zapiecek, rozwiesił na przeciągniętym sznurze wilgotne ubranie i wyciągnął się na ciepłym leżaku. Słyszał, jak podoficer meldował porucznikowi, że austrjackie posterunki stoją na swoich miejscach. Wkrótce usnął twardym snem, znużony po całodziennym marszu po błocie i śniegu. Przez sen dochodziły go dalekie odgłosy strzałów, jakieś szamotanie się i głuche krzyki. Nie miał jednak sił, aby się obudzić i zbadać przyczynę hałasu. Dopiero światło dzienne i ruch w izbie zmusiły go otworzyć oczy. Przeciągnął się rozkosznie i zeskoczył z pieca, trzymając pod pachą wyschłe przez noc ubranie. Przy stole siedział nieznajomy człowiek w baraniej czapie, opierając się na srebrnej główni krzywej szabli. Dwóch innych z krótkiemi karabinami za plecami stało przy drzwiach.
Nesser mimowoli uśmiechnął się. Poznał kozaków i odrazu ułożył sobie plan działania. Siedzący przy stole kozak z oficerskiemi szlifami na ramionach ze