Strona:F. A. Ossendowski - Kruszenie kamienia.djvu/294

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Ściśle mówiąc — żadnych! Te jednak, które doszły mnie uboczną drogą przez Amerykanów, są niepokojące! Wiem, że Nesser pojechał na front wschodni i tam zaprzepaścił się zupełnie! — szepnął „Julusz Verne“. — Obawiam się, że Niemcy zwęszyli coś, no i pięknie po-swojemu go urządzili... Taki był poczciwy i uczynny człowiek z tego Nessera, a teraz... co mam robić, szefie?... W Genewie nie jestem już potrzebny, bo nie mam roboty i nudzę się, tu... hm... lubię Paryż, ale mnie nie lubi policja paryska, — jak, zapewne, mówił już szefowi pan Nesser?
Rumeur nic nie odpowiedział. Trząsł się cały z ogarniającej go rozpaczy i niepokoju o Nessera, na którym opierało się powodzenie dziennika, tajemnica krzyża Legji Honorowej, obiadów u Foyota i błyskotliwej karjery jeszcze tak niedawno pogardzanego redaktora „Hałasu Ulicy“. Długo walczył ze wzruszeniem i namyślał się, zanim odpowiedział na pytanie „Jednookiego Pawła“.
— Musi pan powrócić do Genewy i czekać tam na ostateczne wyjaśnienie sprawy... — szepnął wreszcie zdławionym głosem. — Tu nie masz pan nic do roboty, panie Juljuszu Verne! Czy nie uważa pan jednak, że pański imiennik, z pewnością, przewraca się w grobie?...
— Mój imiennik? Cóż to za jeden? — spytał z rozbrajającą naiwnością i niepokojem sekretarz „Echa Jezior“.
Rumeur nic nie odpowiedział. Machnął tylko ręką i spytał:
— Potrzebuje pan pieniędzy? —
— Któż ich nie potrzebuje?! — zdziwił się szczerze Mouche.