Strona:F. A. Ossendowski - Kruszenie kamienia.djvu/290

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

starego, brodatego robotnika w dziurawym kapeluszu i kobietę o powichrzonych włosach. Za zamykającymi pochód jeźdźcami biegły blade, przerażone dzieci i wołały rozpaczliwie:
— Mamo!... Mamo!...
Jadący na końcu policjant odwracał się co chwila i groził im pięścią, mrucząc przekleństwa. Otwarła się brama w murze, otaczającym wysoki, potężny gmach o ślepych oknach, i zatrzasnęła się z głośnym zgrzytem, gdy aresztowani robotnicy, popychani ztyłu przez policję, weszli do wnętrza. Nieznany owad o setkach tajemniczych, głęboko ukrytych oczach przełknął „towarzyszy“. Nesser zacisnął pięści i syknął przez zęby:
— Zbiorowy „nadczłowiek“, którym się chwalił ten gruby, pewny siebie wieprz, jest albo zuchwały do szaleństwa, albo też głupi bez granic! Żywiąc się nienawidzącymi go biedakami, dąży do buntu wśród nich.
Po chwili szli przez dzielnicę robotniczą. Świeciły się reklamy kinematografów i teatrzyków; donosił się hałas z otwartych drzwi piwiarń i szynków; darły się wniebogłosy chłopaki, wykrzykując nazwy dzienników; szczękały kopyta koni; na rogach ulic tkwiły posterunki policyjne, a tam i sam skupiały się gromadki ludzi o twarzach zawziętych i wzburzonych, naradzali się cichemi głosami, oglądając się podejrzliwie i tajemniczo. Zaczajona trwoga zawisła nad Moabitem, wypełniła wąskie korytarze uliczek i czołgała się coraz dalej, pełznąc ku zgiełkliwemu ośrodkowi wspaniałego legowiska dumnego „Nadczłowieka“. Niepokojący, ponury nastrój udzielił się i dziennikarzom. Szli zgnębieni i smutni. Nesser rozumiał, że to, co się działo w stolicy Niemiec, tliło się również i w innych krajach wojujących.