Strona:F. A. Ossendowski - Kruszenie kamienia.djvu/264

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Atak! Atak! — krzyknął oficer, stojący przy aparacie.
— Do ataku! — zawołał generał i podbiegł do peryskopu. — Hrabia Stakelberg, panowie oficerowie, do swoich ludzi!
Młody oficer wybiegł z kazamatu. Przy peryskopach nie było wolnego miejsca. Nesser obejrzał się dokoła, a później wysunął do rowu wolny stół, umieścił na nim krzesło i, wlazłszy na to rusztowanie, wytknął głowę nad okopem. Mógł teraz obserwować przebieg całej bitwy.
— Co pan robi? — krzyknął oficer sztabowy. — Zginie pan!
Reporter nic nie odpowiedział. Nie słyszał nawet tego ostrzeżenia, bo już widział wybiegającego hrabiego Stakelberga, za którym wyrywał się potok rosłych żołnierzy gwardji pruskiej.
— Naprzód! Naprzód! — przeciął zgiełk i huk bitwy dźwięczny, ostry głos porucznika.
Drażniąco targała powietrzem grająca niedaleko od schroniska trąbka. W okamgnieniu uformowały się szeregi i ruszyły do ataku. Parły w ślepym porywie, mknęły, jak stłoczona kupa liści, pędzonych wichrem. Czerwone strugi ognia, sączące się z okopów pod Messines, nagle zniżyły się; pociski armatnie nie leciały już na tyły, lecz padać zaczęły tuż przed biegnącemi szeregami. W ciżbie ludzkiej co chwila tworzyły się wyrwy, niby ktoś szedł po łanie pszenicy, olbrzymią stopą depcąc odrazu całe połacie. Ogień kładł dziesiątki żołnierzy z przerażającą łatwością, jakgdyby to były słabe kłosy. Kulomioty ścinały, kosiły pędzące szeregi, tworząc zwały drgających jeszcze ciał.