Strona:F. A. Ossendowski - Kruszenie kamienia.djvu/244

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

poczęstują kulą? Proszę więc, aby pan Bunge na wypadek twojej śmierci dał korespondencję dla naszego biura.
— O! — zawołał ze śmiechem Brown. — To nie tak źle! Sam wszak twierdzisz, że widziałem w swojem życiu kule? Ostrożny jestem!
— Nie powiedziałbym tego! — zaprzeczył Szwed. — Podczas ataku na Saint-Mihiel biegł pan obok lewego skrzydła trzeciego korpusu Bawarczyków. Widziałem, przecież, jak tam pracowały francuskie kulomioty. Dziwiłem się ryzykownej eskapadzie pana, drogi Brown!
— Jakież to ryzyko?! — wzruszył ramionami Amerykanin. — Francuzi prażyli do Niemców, a ja cywilny „yankee“ szedłem sobie osobno, na uboczu. Nie byliby przecież specjalnie ostrzeliwali mnie z dział i kulomiotów?
— Wiecie panowie, co ten szaleniec robił? — zawołał Eriksson. — Biegł obok idących w tyraljerkę Bawarczyków i wcale się nawet nie krył. Chwilami przystawał, i zapisywał coś do notatnika...
— Wcale nie pisałem! — oburzył się nagle Brown. — Robiłem sylwetki... oto patrzcie!
Wydobył z kieszeni szerokiej marynarki gruby szkicownik i pokazał kilka rysunków, pełnych ruchu i wyrazu.
— Prawdziwy z pana artysta! — zawołał zachwycony Nesser.
— Gdzież tam! — potrząsnął głową Amerykanin. — Dyletant najgorszego gatunku, bo zuchwały i bezczelny! Ośmielam się konkurować z malarzami! Ha! uczyłem się rysunku od pewnego sztormana na żaglowcu koło Labradoru. Ten to pięknie rysował!