Strona:F. A. Ossendowski - Kruszenie kamienia.djvu/239

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Linden“ i weszli na salę. Wszystkie prawie stoliki były zajęte. Nesser zdziwił się, że usługiwały tu kobiety w czarnych sukniach z białemi fartuszkami i w sztywnych czepkach na głowie. Tem spostrzeżeniem podzielił się zaraz z Amerykaninem.
— Służyli tu dawniej bardzo zręczni i wytresowani kelnerzy, lecz zostali zmobilizowani i poszli do wojska — odparł dziennikarz. — W Niemczech wkrótce wcale nie pozostanie mężczyzn! Cesarz i rząd wszystko stawiają na jedną kartę. Bardzo energiczny i stanowczy naród!
— Naród? — zapytał korespondent. — Naród to — króliki...
Amerykanin spojrzał na kolegę ze zdumieniem, po chwili jednak, — widocznie zrozumiał myśl reportera, bo powiedział półgłosem:
— Rząd i partja wojenna... chciałem powiedzieć. Ale dlaczego pan, panie Bunge, wspomniał o królikach.
— Chciałem tylko wnieść poprawkę do powiedzenia kolegi — odparł. — Narody rzadko z własnej nieprzymuszonej woli biorą udział w energicznych posunięciach rządu. Lud pozostaje zawsze w roli królika, którego tuczą, pobudzają do rozpłodu, a później rżną na smaczną potrawkę i pasztet, oddają na pożarcie wężom w ogrodzie zoologicznym lub do laboratorjów doświadczalnych!
Amerykanin uważnie spojrzał na Nessera.
— Hm, hm... — mruknął. — Ma pan rację... lecz nie radzę o tem mówić z Niemcami! Nie radzę!
— Podejrzewam, że z Francuzami i Anglikami również niebardzo bezpiecznie dzielić się podobnemi myślami! — zaśmiał się korespondent. — Ani z Amerykanami, gdyby wypowiedzieli komuś wojnę?