Strona:F. A. Ossendowski - Kruszenie kamienia.djvu/238

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

gającą z kinematografu, wysoką, rozrosłą kobietę. Miała na sobie popielatą pelerynę i czarny kapelusz. Z pod ronda wymykały się puszyste, rude włosy. Natychmiast we wspomnieniach Nessera stanęła zgnębiona postać Julji Martin, jej oczy pełne łez, gdy żegnała go ostatniego wieczora. Ciepła struga rzewnego uczucia wlała mu się do serca, uczuł świeży powiew, zalatujący zdaleka, niby od pola, pełnego kwiatów, ziół wonnych i powietrza, — powietrza nieskazitelnie czystego. Uśmiechnął się łagodnie i cicho — cicho wyszeptał:
— Julja Martin... śmieszna dziewucha, coraz staranniej naśladująca „porządne damy“... Jak się im tam powodzi jej i tej małej, biednej Marji?...
Poszedł dalej, pogrążony w układaniu swego pierwszego, z pobieżnych wrażeń złożonego artykułu do „Hałasu Ulicy“.
Skierował się do hotelu, gdzie miał się spotkać z Amerykaninem. Znalazł go w czytelni. Mr. Rabbit tonął w powodzi dzienników, które przeglądał, robiąc notatki.
All right! — zawołał, spostrzegłszy wchodzącego kolegę. — Myślałem, że pan już nie przyjdzie. Czas na obiad. Głodny jestem!
— Możemy iść — odpowiedział Nesser.
— Zawiozę pana do restauracji, gdzie się schodzą wszyscy niemal neutralni dziennikarze — oznajmił Amerykanin. — Wcale dobrze karmią, a jeszcze lepiej dają pić...
— Bardzo szlachetnie to ze strony pańskiego restauratora! — zaśmiał się reporter.
Po chwili wsiadali do samochodu Rabbita. Zatrzymali się przed dużą restauracją na „Unter den