Strona:F. A. Ossendowski - Kruszenie kamienia.djvu/237

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Zurychu; przyszło mu na myśl, że odwiedzając miejsce zebrań ludzi obcego pochodzenia, na wstępie mógł był wzbudzić podejrzenia policji.
— Muszę to odłożyć do bardziej odpowiedniej chwili, a najlepiej będzie, jeżeli wpadnę tu kiedyś z tym opancerzonym we wszelkie możliwe przepustki Amerykaninem! — zdecydował.
Wolnym krokiem wyminął szpiega i poszedł wzdłuż ulicy. Zatrzymał się przed barwnym afiszem małego kinematografu. Przeczytał tytuł wyświetlanego filmu:
„Swoim bohaterom wdzięczna ojczyzna“.
Skrzywił usta pogardliwie i szyderczo.
— Wdzięczna ojczyzna! — szepnął. — O, ona bywa bardzo wdzięczna, dla tych, którzy należą do kliki rządzącej! Lecz prawdziwi bohaterowie, właśnie ci, którzy giną lub tracą zdrowie w niezliczonych szeregach, jedną tylko wdzięczność otrzymują — zbiorowy pomnik z szumnym napisem; w razie zaś gdyby powrócili bez nóg i rąk, ślepi lub obłąkani, — mogą umierać z głodu, lub w najlepszym wypadku oczekiwać w nędznym przytułku na przyjście zbawczej śmierci. Wdzięczna ojczyzna! Teraz tym filmem, jak głupie ryby na przynętę z piórka i czerwonego gałganka, usiłują schwytać myśli tego oto urzędnika z banku, kuchcika restauracyjnego, usługującego w piwiarni, lub głodnego roznosiciela gazet, ochrypniętego od bezustannego wykrzykiwania bezczelnych nagłówków artykułów i telegramów.
Wściekłość ogarnęła reportera. Miał nawet chętkę zerwać agitacyjny afisz, nacechowany brutalnym podstępem, źle ukrytym fałszem, pogardą dla myśli i dążeń ludzkości. Długo stał z mocno zwartemi szczękami; oprzytomniał dopiero, ujrzawszy, wybie-