Strona:F. A. Ossendowski - Kruszenie kamienia.djvu/231

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ażeby pan mógł mnie mieć na oku, składam uroczyste przyrzeczenie meldowania się w jego biurze codziennie...
— Zupełnie niepotrzebnie będzie się szanowny pan fatygował! — zawołał komisarz. — Wystarczy, jeżeli pan powiadomi mię listownie o każdym swoim odjeździe z Berlina.
Ukłonił się i skwapliwie wziął podane mu przez Bungego grube cygaro hawańskie.
— Teraz zadam kilka pytań Mr. Rabbitowi — rzekł z uśmiechem. — A więc pan...
Amerykanin pyknął mu w nos dymem fajki i przerwał indagację krótkiem oznajmieniem:
— Oto mój paszport, well!
Ogromny arkusz amerykańskiej legitymacji, czerwone pieczęcie generalnego Sztabu niemieckiego, stemple dowództwa VIII-ej armji, z podpisami generałów Ludendorffa i Hindenburga, wiza austrjackiej Armee-Oberkommando, dołączone do paszportu listy Głównej Kwatery do generałów von Klucka, Bülowa i króla bawarskiego, wywarły wstrząsające wrażenie na komisarzu. Omal, że nie wypadł mu z rąk olbrzymi arkusz grubego papieru paszportowego, jakgdyby sparzył mu palce.
Well? — powtórzył Amerykanin. — Jestem dyrektorem głównego biura prasy amerykańskiej. Well, co dalej?
— Przepraszam pana, ale to mój obowiązek... — tłumaczył się policjant.
Yes, indeed! — kiwnął głową Mr. Rabbit i otoczył się gęstym obłokiem dymu.
Badanie było skończone. Komisarz z wywiadowcami odeszli. Bunge rzekł do kolegi amerykańskiego: