Strona:F. A. Ossendowski - Kruszenie kamienia.djvu/230

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Komisarz z ciekawością czytał dość długą wzmiankę o pościgu szwajcarskiego dziennikarza, Fryderyka Bunge, za bandytą — kasiarzem Pawłem Mouche.
— Brawo! — zawołał komisarz, doczytawszy do końca. — Czysta i zupełnie fachowa robota! Dostanie pan premję, o której wspomina artykuł?
— Już dostałem i za te pieniądze nabyłem właśnie udział w „Echu Jezior“ — odparł niedbale. — Teraz chcę postawić ten tygodnik na wysokości zadania, propagując w Szwajcarji sympatje dla Niemiec, jedynego w Europie państwa o zdolnościach współpracy organizacyjnej w sensie współczesnym, postępowym! Cóż pan chce?... Mój ojciec był Szwajcarem z niemieckiego kantonu, a matka — czystej krwi Niemką z Hannoweru, nazwiskiem Bodungen.
— Jak długo pan zabawi w Berlinie? — zadał pytanie jeden z wywiadowców.
Dziennikarz zamyślił się. Po chwili z zakłopotaniem na twarzy odpowiedział:
— Trudno mi jest określić ścisły termin... Muszę się panom zwierzyć z całą szczerością. Mam zamiar prosić Sztab Generalny, aby dopuszczono mnie na front. Szczególnie chodzi mi o odcinek Verduna. Jak panowie wiecie, Francuzi stawiają tam wściekły opór. Z paryskich pism, zjawiają się w Szwajcarji przedruki o biernym nastroju niemieckich wojsk na tym froncie. Zamierzam zwalczyć to oszczerstwo! Mój kolega po fachu, Mr. George Rabbit, bardzo poważnie akredytowany przy waszem naczelnem dowództwie, obiecał mi swoje poparcie. Nie mogę więc nic ścisłego o swoim pobycie w Berlinie powiedzieć... Ażeby ułatwić panu komisarzowi zadanie, to jest: