Strona:F. A. Ossendowski - Kruszenie kamienia.djvu/213

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Czy pani jest mężatką? — zapytał, patrząc na nią.
Dziewczyna wybuchnęła głośnym śmiechem:
— Wołają na mnie: panno Martin!
— Czy pani jest wolna, panno Juljo?
— Tak jest! Może pan kandydować na zaszczytne stanowisko mego protektora, lub nawet, jeżeli pan będzie grzeczny, hojny i wesoły — na kochanka. Jak pan widzi, nawet na wojnie trudno awansować z bardziej błyskawiczną szybkością!
— Prawda! — zgodził się, wyciągając do niej rękę. — Przysięgam pani, że będę grzeczny, hojny i wesoły, mimo, że nigdy nie będę się ubiegał ani o tytuł protektora, ani też kochanka. Chciałbym być przyjacielem panny Louge, a teraz — i pani, bez konieczności wystawiania swej kandydatury i jej obrony.
— To mi się podoba! — klasnęła w dłonie Julja. — Zupełnie niezwykły i przyjemny z pana facet!
— Jeżeli podobnie myśli też i panna Louge, — rzekł reporter, — w takim razie możemy sobie pójść teraz do restauracji na dobry obiad i pogawędzić. Jak się panie na to zapatrują?
— Głodna jestem, — zawołała Julja, — a że taki elegancki „hrabia“ nakarmi nas pewno porządnie, więc — zgoda! Idę!
Marja spojrzała na nią z wyrzutem.
— Panno Louge! — łagodnym głosem poprosił Nesser, spostrzegłszy wahanie dziewczyny. — Niech pani mi nie odmawia! Nazwała mnie pani w pociągu szlachetnym i dobrym; nie wiedziała pani, czem może mi się pani odwdzięczyć. Daję pani teraz tę sposobność! Bardzo mi na tem zależy... Pani spełni wprost dobry, chrześcijański uczynek!