Strona:F. A. Ossendowski - Kruszenie kamienia.djvu/174

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Portret krzyża Legji Honorowej! — uśmiechnął się Nesser, drwiąco patrząc na uszlachetnioną i uduchowioną twarz swego szefa.
— Rumeur powiesiłby się z radości, gdyby w naturze posiadał tak przyzwoite i dostojne oblicze... — mruknął, i niezmierna wesołość ogarnęła go.
Widział przed sobą szczęśliwego człowieka. To sprawiało Nesserowi przyjemność.
— Przecież widzę kogoś zadowolonego bez żadnych „ale!“ — pomyślał. — Ten człowiek pławi się wprost w promieniach szczęśliwości...
Kazał się zawieźć windą na trzecie piętro, gdzie mieściła się redakcja. Na korytarzu opadła go gromada współpracowników; przykulał, przecierając ciemne okulary, Chalupe, zbiegli się zecerzy, a nawet panny z kantoru, mieszczącego się na parterze. Wszyscy hałaśliwie witali wojennego korespondenta i wypytywali go o najświeższe nowiny. Po chwili wytoczył się ze swego gabinetu okrągły, jak czerwona kula, spocony, wymachujący krótkiemi rączkami pan Rumeur. Ze łzami w oczach, prawdziwie wzruszony, rzucił się ku Nesserowi i zawisł mu na szyi. Reporter poczuł dla swego szefa wdzięczność za niespodziewanie gorące przyjęcie. Nikt go tak nigdy nie witał. Porzucił więc swoją zwykłą wyniosłość i, wszedłszy do gabinetu redaktora, otoczył ramieniem okrągłą figurkę Rumeura.
— Widzę, że dobrze się powodzi drogiemu panu! — rzekł. — Bardzo się cieszę sukcesami redaktora i „Hałasu Ulicy!“
— Zawdzięczając panu, tylko zawdzięczając panu... — bełkotał wciąż jeszcze wzruszony Rumeur, przyciskając swoją łysą głowę do piersi reportera.