Strona:F. A. Ossendowski - Afryka.djvu/52

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Jestem zadowolony z ciebie! — potwierdził zdumiony nieco pan de-Voss.
Massa wie, że każdy człowiek chce żyć jak najlepiej, mieć swój dom i być spokojnym o rodzinę... Massa — dobry i mądry człowiek! Massa nigdy nie uderzył czarnego robotnika, a gdy dozorca zbił starego Foro-Noga, Massa wydalił dozorcę...
— No, i cóż z tego? — spytał Belg.
— Noro przyszedł do dobrego Massa prosić o pożyczkę. Potrzebuję dużo, dużo pieniędzy, bo chcę założyć plantację kawy i kakao koło mojej wioski Lulangi nad Lopori...
Belg, jeszcze bardziej zdumiony, podniósł ramiona wysoko i patrzał na murzyna z lekko drwiącym uśmiechem.
Nie zmieszało to jednak Noro Matasy, postąpił krok naprzód i, stanąwszy przed biurkiem plantatora, pochylił się ku niemu i jął szeptać gorąco.
Co chwila padały słowa: „mały Fang”, „krzywda czarnych ludzi”, „nieszczęście”, „ciemnota”, „czarownik”, „dobra gleba” i inne, aż wreszcie murzyn znów się wyprostował i powiedział twardym, stanowczym głosem:
Massa da pieniądze, a Noro zwróci wszystko do ostatniego franka, lub odsłuży!...
Belg innym już wzrokiem patrzał teraz na czarnego robotnika; pomyślawszy, wziął ołówek i zaczął liczyć coś i kombinować.
Trąc sobie czoło, mruknął wkońcu: