Strona:Ernest Thompson Seton - Kotka śmieciarka.pdf/9

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

było, to w każdym razie nie brakło resztek innych potraw, a wreszcie obierzyn z ziemniaków.
Tak minęło kilka dni. Małe kociątko zaczęło już wesoło skakać w skrzyni, a matka musiała się dobrze nabiegać za pożywieniem, żeby starczyło mleka dla żarłoka.
Pewnego wieczora, kręcąc się poza murem domu, za którym roztaczało się piękne morze, kotka poczuła jakiś miły zapach, dochodzący z pobliskiego portu. Każdy nowy zapach powinien być zbadany, myślała, a jeśli ten nie był nowy, to w każdym razie nęcący, to też nasza kotka udała się za nim wprost do portu. Szła zupełnie otwartą drogą, a przed jej nieprzyjaciółmi — psami, ochraniała ją tylko ciemność nocy. Już była bliziutko miejsca, skąd dochodził zapach, gdy wtem zaniepokoił ją szmer i ciężki oddech, jakby doganiający ją; — obróciła się i ujrzała swego starego nieprzyjaciela — wielkiego psa portowego. Była tuż na brzegu morza, naprzeciw łodzi rybackiej, skąd właśnie dochodził zapach. Niewiele myśląc, dała susa i w jednej chwili znalazła się na łodzi. Tutaj pies nie mógł jej doścignąć. Skryła się w kącik pod ławkę, a gdy nazajutrz łódź rybacka odbiła od brzegu, popłynęła na niej nasza kotka jako niedostrzeżony pasażer. Tym sposobem znikła na zawsze ze swego rodzinnego miejsca.