Strona:Ernest Buława - Poezye studenta - tom I.pdf/77

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Odtąd twe Bogi memi bogami,
Tyś pan nad niebios sklepieniem!»
Syn powstał, piersi swe rozdarł krwawe —
Oko miał nieme ponure,
«Oddaj mi młodość! — dni wiosny łzawe!»
I w czarną zmienił się chmurę — —
I krwawe duszy jego łzy padały
A kędy kropla upadła,
Żmije i węże sycząc wstawały —
Czyż dusza istność swą zgadła? —





SYN JUTRA.
BALLADA.


W odludnych górach na wiszarze skały,
Kędy się we mgłach z szumem sosny chwiały,
Tam stała chatka nizko pochylona
Mchem popleśniała, bluszczem opleciona.
Tam młody Bruno pod rodziców strzechą
Rósł w swojej wiosny młodocianym maju;
On był rodziców jedyną pociechą
Dziecię spokojne jako ptaszę w gaju —
W dzikich on stronach rosnął wychowany,
I kochał góry — najbardziej kochany
Z rodzeństwa swego od ojców — i w siole
Dzieweczka cudna kochała pacholę —
Lecz cichy Bruno od pierwszej młodości,
Acz sercem płacił za serce w miłości,
Był tak milczący i zamknięty w sobie,
Że głucho było w tej piersi — jak w grobie.
Choć go rodzice nad życie kochali,
Choć młodzi bracia przyjacielem zwali,