Strona:Ernest Buława - Poezye studenta - tom I.pdf/49

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Nic żal mi winnych — o gdyby powstali
Znów bym potrzaskał o ten mur ich głowy!
O! bo przebaczyć im co rozerwali
Najdroższych ogniw skrwawione okowy —
Ha! może, może — to czucie szanuję —
Lecz ogień zemsty — o pali mnie — czuję!
Lecz żal mi krwawo czystych, co zgładziłem,
Których krwią dłonie — te dłonie splamiłem,
Ha! i po wiekach, jeźli wzniosę skronie,
Ona mi palić będzie drżące dłonie!
A więc poszedłem w głuche, czarne bory
I zabijałem ludzi — te potwory!!
Jak ją straciłem — tego wam nie trzeba.
Dość że przez ludzi wszystko postradałem,
A więc przysiągłem sercem, zemsty słałem;
Żywię się z krwi ich i z goryczy chleba!
Lecz nienawidząc wszystkich, zapomniałem
Że są i lepsi — tych nie oszczędzałem! —
Tak między liczne zbrodni mych ofiary
Padła niewiasta słaba i niewinna,
Powiem — słuchajcie ha! z goryczy czary,
Ze wspomnień mogił pij duszo zbyt czynna!
W dole pod lasem stał dworek kapłana,
Co mieszkał z matką — nie znałem plebana,
Alem ja sądził w mej wściekłości szale,
Że i on podły tak jak wszyscy ludzie —
Pienią się myśli moich wrące fale,
Napadam domek po niewielkim trudzie —
I kapłan patrzył przykuty do łoża,
Gdy w piersiach matki — gręzło ostrze noża!
Zgładziłem ją, co chciała żyć przy synie,
A żyć kazałem jemu, co jedynie
Ją miał i kochał — on błogosławiony —
On — — » W tem go starzec zbladły, przerażony
Schwycił za ramię z wyrazem boleści “
I cóż ci winna była? — rozżalony
Zawołał — nie kończ, nie kończ twej powieści —
Przebóg! toć rzekłeś żebyś nie był zbójcą!