Strona:Ernest Buława - Poezye studenta - tom I.pdf/48

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Nie miałem gwiazdki co by mi świeciła
I swą światłością o Bogu mówiła —
I to powlekało czoło moje chmurą!
Lecz miałem — » umilkł patrząc w dół ponuro —
I nikt — nie śmiał w pośród zadumienia
Przerwać tej świętej chwili zamilknienia:
«Miałem anioła! ha! nie! nie! bluźnierstwo,
Bo to za mało nazwać ją aniołem,
Bom przeto szatan z pokrwawionem czołem,
Żem się szatanił chcąc tępić oszczerstwo —
Miałem kochankę — ha! będziecie wiedzieć —
O! bo i czemu raz nie wypowiedzieć? —
O ty, co czuwasz tam! tam — nad gwiazdami
Ty co z niczego stworzyłeś te światy,
Jeźli istniejesz jak niegdyś — przed laty
Wierzyłem jeszcze w młodości koronie —
Za co mnie tylu kalając zbrodniami,
Takiem uczuciem uwieńczyłeś skronie?
Bo miłość moja była tym pacierzem,
Co śpiewa pasterz na łące z pasterzem;
Była tym hymnem rannego skowronka!
Pieśnią anielską wieczornego dzwonka,
Była piorunem co spada na wiosnę
I bije w smukłą a najwyższą sosnę — —
Czem dla mnie była i jak ją kochałem,
Tem was w mych słowach zatrudniać nie myślę;
Dość że jak wszystkich ludzi nie cierpiałem
Ją wśród zawistnych czciłem — ubóstwiałem! —
Dość że wam stan mej istoty określę,
Gdy tę jedyną w świecie postradałem —
Wstając, zachodząc, słońce zostawało
Mnie płaczącego, a gdy łez nie stało,
Młode pacholę lazłem na drzew szczyty
I ztamtąd wyłem mą boleść w błękity —
Skońcem się porwał jak pies rozwścieklony
I zaprzysięgłem odtąd nękać ludzi.
Dziś się myśl moja z wstrętem jeszcze budzi,
Dziś się sam siebie zląkłem przerażony —