Ale w ciemnicach dolnego więzienia
Ponura cisza zapadła do koła:
U spleśniałego na górze sklepienia
Drży smolnym blaskiem lampa zawieszona,
Drgając oświeca smutne więźniów czoła —
Na sercach zbrodni ponura zasłona!
Cisza w podziemiu — i ciemność jak w grobie. —
Tylko się ciężkie gdzie wydrze westchnienie,
Lub brzęknie łańcuch, a jego brzęknienie
Podrzeźnia tysiąc odgłosów pieczary,
Jak szydząc z szczątków ich nadziei, wiary —
W okół zbrodniarze siedzą nieruchomie —
Na twarzach trwoga mieszka już odwieczna,
Żaden nie drzymnie — sen gościem w źrenicy
A gdy zagości sny jawą podwoi! —
Na górze dzień już — ale tam! noc wieczna —
Próżno ku górze tęskne oko goni —
Czarne więzienia — czarniej w dusz świetlicy!
Zimni i martwi jak posągi głuche,
Ale myśl jakaś dziś ich niepokoi,
Ku górze oczy poglądają suche:
Któż wznieca trwogę — i kto ją ukoi?
Na górze szelest i ruch się powiększa
I w sercach więźniów trwoga coraz większa —
Lecz jeden tylko — jeden między niemi
Niespokojności z innymi nie dzieli,
I z twarzy widać że już na tej ziemi
Nic go nie wabi i nic nie weseli —
Bo w dół ponuro oczy ma spuszczone,
Ręce okute na piersiach złożone —
W tem smętnie zabrzmiał głośny odgłos dzwonu
I mnóstwo dzwonów mu odpowiedziało,
A dźwięk się odbił w sklepieniach ponury —
Milcząc, zbrodniarzy koło go słuchało —
Pierwszy się ozwał, po trzech dniach żałoby,
Chrystus zmartwychwstał — pękną nasze groby!
Tam lud radośnie wita się nawzajem
I alleluja z ust do ust przechodzi,
Strona:Ernest Buława - Poezye studenta - tom I.pdf/43
Wygląd
Ta strona została przepisana.