Strona:Ernest Buława - Poezye studenta - tom I.pdf/405

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Przed stosem stanął Arcykapłan śmiały;
Trójnóg mu godłem, a piorun wyrokiem,
Zewsząd go tłumne głosy otaczały,
Oczekująco pożerając wzrokiem. —
O! lud ten biedny tęsknotą umiera,
On już tak długo czeka i usycha,
A prócz proroków jak ów Majerbera
Nie zna, więc tęskny za światłością wzdycha.
On stanął, zapiał — wzniósł pochodnię w niebo,
Jemu ofiara jest tęskną potrzebą,
Bo wzniósł dłoń pięknym fałdem ozdobioną,
Z źrenicą w niebo wzniósł rozpłomienioną,
Zapalił — buchnął stos — uklęka lud,
O jasny dzień, o wielki cud —
Zawrzasły głosy trąb,
Strzelił dymu kłąb,
Biją płomienie
Pod słońc sklepienie,
Lud czeka by mu płomień rozgrzał piersi głąb —
A prorok — przy tem ogniu — upiekł dwie pieczenie.





DO GWIAZDY ZARANNEJ.


Gwiazdko! coś świeciła kiedym z matki łona
Na świat ten stępując, ujrzał światło wiary,
Niech pierzchnie kryjących ciebie chmur zasłona,
Zabłyśnij! promieniem rozprosz złudne mary!
Łagodnieś świeciła jak uśmiech niewieści,
Gdym ujrzał świat piękny — fałszu i boleści;
Gwiazdko! ty niejedną cichą noc majową
Nad mą niemowlęcą przemrugałaś głową,
Dziś zaświeć jak niegdyś świeciłaś dziecinie!
Ty, co w pierwszych chwilach żywota szczęsnego
Świeciłaś mi jasno, gdy na matki łonie