I cóż wielkiego zdziałaliście wielcy Rzymianie?
To — żeście po sobie ładne ruiny zostawili! —
Tam błyszczą jak wielkie szkielety dzieła wasze
Oczom pielgrzyma! We wschodzie słońca lśnią
Szczątki szczątków starej Alby, nad niemi lśni
Większe: Omnia mecum porto! Drżący nów oświetlał
Wzniosłe kolumny Kartagi, obwiedzione
Wężami bluszczów co szepczą: Delenda! Delenda!
Gdy nad nie duch Annibala z wichrami przelata —
Na wschód śpiących posągów Jerozolimy,
Błąkają się jeszcze ostatnie podźwięki harfy
Jeremiaszowej, całując zwalone łuki Dawida! —
I znowu słońce o wschodzie ukazuje nam
Szczątki ulic — teatrów — ogrodów — to królowa
Puszcz, Palmira! — a palma schylona płacze łzami,
Zenobji — próżno! pocałunki słońca nie utulą jej płaczu;
Lecz ani rozpacz Mitrydata — ani Hellady popioły,
Której małpowaliście ducha! — Germanji, ni Helwetów wściekłość
Nie zapełniła wam w piersi chciwością miejsca serca!
Później — Kwiryci! przyszła wam w pomoc sama natura
W niszczeniu. Znużonym i ognistem jeziorem
Zalała gmachy Pompei — zwierciadło umysłów waszych! —
Lecz na waszego Marsa! — o burzyciele, najcudniejszy
Zburzeniem dziś — stary Rzym wasz! —
Krewni? o! na niebios błękit — to słowo jest
Tylko gorzką parodją rodziców na ziemi! —