Już czuję słońce —
Prowadź mnie Malwino!
Wiedź na spoczynek — może w snach przypłyną
Ku mnie ich duchy — o! tak — gdzieś daleko
Słyszę ich ciche głosy w mgłach się wleką —
Promień roskoszą drży, z niebiosów łona,
Że to on świeci nad grobem Kartona?
A ciepło jego, czuję tu, w około! —
O ty, co jasne w górze toczysz czoło,
Krągłe jak tarcza mych Ojców — o słońce!
Zkąd twe promienie tryskają palące?
Zkąd płyną światła strugi nieprzelane?
Wstajesz — cudnością bez miary odziane,
W niebie się tulą drżących gwiazd gromady;
W falach zachodu kryje się nów blady.
A ty samotnie błądzisz w dróg przestrzenie —
Runie dębów bór,
A w marach gór,
Z wiekiem zginą góry
W przestworzach natury,
Oceanu fale
Spiętrzą się i runą —
Ale
Ty, wiecznie jedną radujesz się łuną!
A kiedy burza przyćmi ziemi lice,
Toczą się grzmoty, leją błyskawice;
Wyjrzysz z obłoku co świat cały chmurzy,
I swą pięknością śmiejesz się do burzy! —
Lecz Ossianowym, o! próżno źrenicom
Uśmiechasz ty się, bo Ossian twym licom
Przenigdy już nie spojrzy oko w oko! —
Czy z wschodu wzlatasz nad ziemią wysoko,
Czy toniesz w drżącej zachodu granicy —