Tylko burza skrzypi drzewy —
Nikt nie prosi — nikt nie słucha. —
Kraków 1851.
«Leć mój gołąbku, leć mój skrzydlaty
Sam do kochanka mojego,
Przez gaje, rzeki, przez łąki, kwiaty
Zaleć ach! zaleć do niego!
Ze świtem ranka pozdrów go mile
Pogruchaj nad nim, odemnie,
Wspomnij minione roskoszy chwile,
Spytaj czy tęskni bezemnie? — »
Tak szepcząc z drżącem łkaniem dziewczyna
Ptaszka pieści i całuje,
W daleką drogę pójdzie ptaszyna
Z karteczką co przywiązuje —
Na niej skreślone lube wyrazy
Miłosne szlą pozdrowienie,
Jeszcze raz pieści, jeszcze dwa razy;
To dla niego przymilenie!
I puszcza ptaszka — on coraz chyżej
Wietrznem skrzydełkiem się wznosi,
Jeszcze mignąwszy wyżej — i wyżej —
Zniknął! — już wiatr go unosi —
Już żeglowało ptaszę w błękicie
A ona jeszcze wołała,
Bo z ptaszym lotem wiosenne życie
I jej dusza uleciała —
Przeleciał wieczór — słońce wysoko,
Mijają ranne godziny,
W błękitnem niebie błękitne oko
Samotnej, tonie, dziewczyny.