Strona:Ernest Buława - Poezye studenta - tom I.pdf/301

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Skąd mi prawo dźwigania godności poety
Jeźli mistrzem mej pieśni i Panem tworzenia
Nie zdołam być! — lub duch mój w tych kształtów odcienia
Nie wtajemniczy siebie poczuć zalety? —
Tragedja wiele roni, gdy w komedji szały
Zgłuszy barw arlekińskich, koźli strój pstrocizną.
Czasem nie złe, złe śmieszne, gdy dowcip bogaty —
Kształt godnej Melpomeny winien być poważny,
Zamyślony i smutny, spokojny z trucizny
Czaszą — sztyletem, jeźli w cnoty lub ojczyzny
Imię idzie w koniecznej drogi ślad żelazny:
Nie ubłagana stąpa po słówek drabinie,
Aż swą szatę rozedrze na tragicznym czynie —
A równie: głos spiżowy, wiersz ciężki, poważny
Nie udźwigną ramiona swobodnej komedji,
Jeźli są, niech się prędko goją wszystkie blizny.
W śmiesznem wskazane świetle, wprost sprzecznem tragedji —
Stara młodość w niej śmieszna, i umizg siwizny,
Wad, przesądów bałwany gruchocze jowialnie,
Chociaż uśmiech jej wiecznie płacze niewidzialnie —
Talia przebaczy w przejściu jakie głębsze słowo,
W burzach gniewu, gdy śmiechem ma być rozjaśniona;
Zniesie i Melpomena z owężoną głową,
Choć śmieszniejszem słóweczkiem plunie pierś zdraźniona.
Lecz nie dość, by dla ludzkiej były dogodności
Te dzieła, w tem bynajmniej nie mają wartości,
Prawda — i zawsze prawda — jasna, obnażona,
I dziewicza jak posąg porannej miłości
Niech boli jak chce — wieszczu! to twoja korona!
Od ciebie to zależy by się twarze śmiały,
Gdyś komik, a gdyś tragik, by z tobą płakały —
A jeźli chcesz bym spotkał oczyma łzawemi
Smutną postać co w prawdy walczyła ofierze,
Ty ich ojcze! ich twórco, płacz pierwej nad niemi
Tajemnicy geniuszu, łzami dziecinnymi;
Lub nad niemi sam z sobą pierw się uśmij szczerze!
A gdy krzyk zapału zabrzmi w koło ciebie,
Lub wieńce wawrzynowe lecą na twe skronie,