O skądże skąd posłańcze ty wschodni
Przylatasz, przez fale błękitu?
Trącasz me struny i w serca pochodni
Ślesz iskry palące do szczytu! —
Wietrzyku wieczorny — o! tyś zdala lotem
Od Ukrainy, od Podola, złotem
Piórkiem ty lecisz, a pod twem skrzydełkiem
Tulisz niejedną dumkę konającą,
Niejedną łezkę proroczem światełkiem,
Świętojańskiego robaczka świecącą —
Współczucia, łzy drogiej proszącą!
Oj tam daleko — daleko — daleko —
Cierpią boleśnie liczni bracia moi,
A nad ich duszą jak trumiane wieko
Myśl czarna stopą zszatanioną stoi.
O leć, leć piosnko z nad Wisły sieroca
Do braci moich nad Dnieprem, Horyniem,
Na step bez brzegów jak Dawida proca.
Leć nad ich łany — nad Litewskie bory
Nad stawy śpiące cichemi wieczory,
O leć i kołysz się nad Wołyniem —
I popłyń, popłyń ku Lubelskiej ziemi,
Aż do mnie wrócisz Sandomierskim łanem.
O! leć i pozdrów dźwięki bolesnemi
Pieśnią niewoli — braterstwa jasnemi
Głosy, co cicho nucą pod tyranem —
Jak ziarno tajnie ciśnięte w głąb ziemi! —
Bo wszystkich braci moich płaczę łzami
I cierpię wszystkich raną piekieł włóczni,
A razem dumam nad ojców grobami:
Dzisiaj tam ciszej — im bywało huczniej! —
O poleć, tęskna wygnanko błęknico,
Poleć ty w dalę krwawa gołębico,