Strona:Ernest Buława - Poezye studenta - tom I.pdf/271

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

I sam przed sobą ucieka,
Jak przed zwierzęciem drapieżnem.
Po gwiazd nie spojrzy sklepieniu
Co drży, błękitem bezbrzeżnym! —

Tam z okna mroku owianego cieniem
Słychać strun — brzmienia samotne, żałosne,
I pieśń młodzieńcza, wezbranym strumieniem,
Płynącą z młodej piersi w życia wiosnę —
A w cieniów nocy namiętnej toni
W ciemnościach postać młodzieńca.
A arfa w jego gorącej drży dłoni —
A skronie jego jak w wieńca
Objęciu, w burzy zapale
W młodości czarownej chwale!
On w gwiazdy goni swemi spojrzeniami,
Girlandy duchów wezwał zaklęciami,
Bijąc się w piersi czuje za miliony —
I za nich cierpi gdy targa swe strony,
A ich melodja krótka, szorstka, dzika
Jak spowiedź w skałach ducha samotnika —
Jak pracy w święcie bolesne wcielenie —
Ostatni uśmiech — najpierwsze westchnienie!
Nocy! kochanko jego — ty namiętnie
Usta mu kładziesz na rozwianem czole,
Przerzucasz góry — i twe skarby chętnie,
By w nich źrenice łysnęły sokole! —
Ale on woli szturmu dziką chwilę
Nad tryumfów chwały,
I w spienionych falach życia
Prując ramion objęciem rozburzone wały,
Ku bliskim brzegom pogląda niemile
Przeklina, depcze, czasu powicia! —

Nocy! znów widzisz śród twojej drogi
Dziewczynę na łożu klęczącą,
W ciemnościach cichej, serdecznej trwogi,
W modlitwie ręce łamiącą —