I słychać było kroki idących przez głazy,
Odchodzących jak głazy z myślą wyziębioną.
Już chciała odchodzić
Smutna i nieśmiała,
O! biednyż los sieroty po ziemi się wodzić!
I spojrzawszy ku gwiazdom, tęsknie zapłakała –
Wtem wrzeciądze jękły,
Skrzypnęły łańcuchy.
A podwoje Marjackie uchylone pękły,
Cicho rozwarte w nocy, przez anielskie duchy –
I przez drzwi wyjrzała.
Smutna twarz anioła
Ręką wzięła sieroty rękę, co zadrżała
I cicho wprowadziła dziecię do kościoła —
«Pójdź ze mną o dziecię!
Drzwi tobie zawarto.
Jam ci otworzył – osłodź modlitwą twe życie.
A i za tych się pomódl – za których – niewarto!»
I dziecinę drżącą
Zostawił klęczącą —
A sam wzleciał znów między Stwoszowe aniołki,
Na gzyms swój kędy klęczał nad sklepień wierzchołki –
A dziecina mała
Modląc się słyszała
Śpiewy i głos aniołów , dźwięk arfy Dawida,
Co się w nocy rozmdlała, i różom róż przyda. –
Gdy się pomodliła
Anioł znowu wstaje
I z uśmiechem znów dłoń swą dziecinie podaje
I znowu odwiódł do drzwi, gdzie wejścia prosiła –
Lecz dziecię z tęsknotą
W lica mu spojrzało –
I po długiem milczeniu rzekło « Jam sierotą!
Zostań ty – zostań ze mną » – i serce mu drżało. –
«Tam mistrz mnie umieścił
Na gzyms swój o! złoty,