Strona:Erazm Majewski - Profesor Przedpotopowicz.djvu/215

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Nie boi się go jeszcze żaden zwierz. Stale też ustępuje z drogi mocarzom tego świata.
Nie poprzestał jednak wyłącznie na sile swych muskułów, na twardości pięści — i nosi stale gruby kij, niekiedy groźną pałkę. Prócz niej posiada narzędzie, przy pomocy którego zaspakaja wszystkie potrzeby swoje.
Z początku owo narzędzie zastępował mu naturalny, ostry odłam krzemienia. Potem począł nadawać użytecznemu krzemieniowi dogodniejsze do ujęcia w dłoń i do pracy kształty. Tym sposobem wytworzył sobie nieocenione narzędzie, z którem nie rozstaje się dniem i nocą. Tem narzędziem rozszerza on w spróchniałym pniu dziuplę na nocne schronienie, tem samem odrywa korę, aby zaspokoić głód tłustem robactwem drzewnem, rozłupuje owoce i orzechy, otwiera muszle, ono służy mu do oskrobania maczugi z kory i gałązek, ono stanowi w obronie prócz kija jedyny oręż, zdolny ranić przeciwnika. Przy otłukiwaniu tego narzędzia baczniejsi robili nieraz odkrycie, którego doniosłości ocenić jeszcze nie byli zdolni, W ciemnościach dostrzegali iskry, sypiące się pod uderzeniami krzemienia. Traf niekiedy sprawiał, że zapalały się od nich wyschły mech lub próchno.
Wypadek podobny i jego nadzwyczajne skutki przerażać tylko musiały pierwszych wynalazców ognia, ale to pewna, że niejeden, ochłonąwszy, próbował powtórnie swej sztuki.
Jakiś wyjątkowo przedsiębiorczy na swój czas śmiałek mógł nawet oswoić się ze złośliwem i żarłocznem «zwierzęciem.» Być może nawet, że gdzieniegdzie gromadki, sąsiadujące z czynnym wulkanem, umiały już wtedy wyciągać korzyści z tego dziwnego «żywiołu,» a po niejednej głowie snuły się mętne przeczucia i porównania na temat blasku, ciepła, ognia, pioruna i słońca.
Już gdzieniegdzie jaśniały czasem nocami łuny pożarów przypadkowych, a wtedy cała okolica drżała w panicznej trwodze, dymy zaś gryzące niosły postrach daleko, płosząc sen z powiek wszystkiego co żyło, nie wyłączając nawet tych jednostek ludzkich, które nie widziały jeszcze nigdy ognia.
Tu zamilkł profesor i dumał o tym pierwotnym stanie, o jakim nam trudno mieć wyobrażenie.
Stanisław już od dłuższego czasu oddalił się i na własną zapewne rękę prowadził obserwacye.