Strona:Erazm Majewski - Doktór Muchołapski.djvu/94

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— To dobrze, że pan wierzysz... bardzo dobrze, — jąkałem tonem przekonywającym, — bo ja, choć dawniej nie wierzyłem, jestem dziś przekonany, że są na świecie rzeczy, o których się nawet filozofom nie śniło.
Po wygłoszeniu tego frazesu zaległa w gabinecie cisza. Ja poczułem, że prawię trzy po trzy, zaś prawnik z miną poważną i wyczekującą zachowywał głębokie milczenie i nie przychodził mi z pomocą. Nareszcie zdołałem opanować wzruszenie i zapytałem głosem swobodnym, jakby mi kamień z piersi zdjęto:
— Czy pan jesteś pełnomocnikiem lorda Puckinsa z Puckinstone?
Sztywny Anglik skinął twierdząco głową.
— Otóż przybywam w jego interesie i potrzebuję panu zadać kilka zapytań.
— Mów pan — czekam.
— Czy wiadomo, gdzie lord Puckins obecnie przebywa?
— Naturalnie, że wiadomo. W Indyach!
— Mylisz się pan, — odpowiadam, — był tam wprawdzie, ale wrócił i obecnie jest już w Europie.
— Być może, w takim razie wkrótce go powitamy — odparł adwokat, nie ożywiając się ani na sekundę.
Chłód taki ubódł mię do żywego, mnie, który, aby ratować nieznajomego mi człowieka jednym tchem przyleciałem tu z Warszawy. Postanowiłem rozruszać zwolennika szwedzkiej gimnastyki.
— Bardzo wątpię — odpowiadam, — czy zgodnie z pańskiem przewidywaniem powitamy go wkrótce i właśnie w tej ważnej materyi chciałem z panem pomówić.
— Jak mam rozumieć słowa pańskie? — zapytał automat, poruszając się niespokojnie w fotelu; — czyżbyś pan był zwiastunem złych wieści?
— Wszystko być może, — odrzekłem lakonicznie.