Strona:Erazm Majewski - Doktór Muchołapski.djvu/76

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

mną Szerokie Jaworzyńskie i Czerwona Skała widniały ponad lasem świerków.
Krajobraz przypominał mi Himalaje.
Wspomnienie Himalai uprzytomniło mi Indye i chatę fakira. Ujrzałem go oczami duszy, jak igrał bezkarnie z najjadowitszemi wężami, jak w moich oczach zabójcze zęby zapuszczały się bez szkody w jego ciało. Widziałem kropelki krwi, perlące się w świeżych ranach i spokojny uśmiech, jaki nie opuszczał przy tej strasznej zabawce oblicza Indusa. Obdarzony tajemniczą jakąś siłą, widziałem, jak się wznosił w postaci siedzącej, wsparty jedną ręką na swej lasce, w powietrze i zostawał w zawieszeniu nieruchomy jak posąg, między niebem a ziemią po kilka minut. Widziałem, jak wyjmował z ust kamienie i układał z nich piramidę, która, jak wierzyłem w owej chwili, mogłaby na jego rozkaz wyrosnąć do wysokości tatrzańskich turni.
Rozkołysana moja wyobraźnia nieznała już hamulca. Przyszedł mi do głowy płyn Nureddina, jaki nosiłem w kieszeni, zabrzmiały w uszach słowa fakira, na które ongi nie wielką zwróciłem uwagę; kto się go napije, rzekł mi Nureddin, ten może widzieć „to, czego jeszcze nikt z ludzi nie widział”... Przypomniała mi się wreszcie moja godność prezesa klubu Ekscentryków i długa dotychczasowa bezczynność i postanowiłem raz jeszcze wyzwać do boju moje szczęście i ujrzeć to, czego nikt jeszcze nie widział.
Nie wiem już jak długo umysł mój bujał w marzeniach, bo dopiero złote i różowe blaski, jakie oblały wierzchołki gór i chmurki płynące ponad niemi, wyrwały mię z zadumy.
Wschodziło słońce! Chociaż często oglądany, widok taki nigdy spowszednieć nie może. Uroczyście nastrojony, poczułem naraz nieprzepartą chęć „ujrzenia,