Strona:Erazm Majewski - Doktór Muchołapski.djvu/250

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

że i okrągłe bryły wody z tak ogłuszającym hukiem, że cały las drżał i uginał się pod ciężarem cetnarowych pocisków deszczowych.
Ile tysięcy mieszkańców zginęło od tej nawałnicy — któż to obliczy?
Dla większej części owadów, każdy deszcz stanowi ważniejszą w życiu epokę, niż dla ludzi trzęsienie ziemi i powodzie w rodzaju tych, co w Chinach pozbawiły dachu 5 milionów osób.
Usadowiony szczęśliwym trafem na twardym liściu, pod osłoną kilku innych wielkich parasoli, przetrwałem szczęśliwie potop, ale długo jeszcze, choć wróciła pogoda, nie mogłem opuścić schronienia, bo staczały się z górnych pięter puszczy kropie deszczowe i formowały na dolnych tysiączne sadzawki, jeziorka i strumyki.
Dopiero gdy słońce osuszyło roślinność i przygięte ciężarem wody liście poprostowały się dumnie, ośmieliłem się opuścić schronienie i ruszyłem w dalszą drogę.
Wraz ze mną powychodziły z kryjówek wpół martwe ze strachu owady.
Po deszczu nastąpiła najpiękniejsza pogoda i upał jeszcze większy od wczorajszego.
Za jedyny ale najlepszy drogowskaz służył mi karłowaty świerczek, jaki zauważyłem jeszcze wieczorem, w stronie, gdzie się później pokazała łuna.
Radbym lotem ptaka przebyć przestrzeń, dzielącą mię od Anglika, ale podróż wydała mi się nieznośną jak nigdy, a wkrótce zagrodził mi drogę wezbrany, jak po deszczu, strumyk, wązki wprawdzie, ale wystarczający do wprawienia mię w najgorszy humor.
Nie było innej rady, jak udać się brzegiem w górę i szukać przeprawy.
Zabrało mi to znowu sporo czasu, nareszcie znalazłem miejsce gęściej zarośnięte od mchów i po ich czubkach dostałem się na drugą stronę.