Strona:Erazm Majewski - Doktór Muchołapski.djvu/19

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

przedmiotowe i oddalił się, złorzecząc zapewne wynalazcom drobnowidzów. Pan tymczasem gotował mu większe niespodzianki.
Skoro tylko proszek znalazł się na szkiełku, a odpowiednio zbliżone soczewki pozwoliły obejrzeć badany przedmiot, nasz uczony nawet dla mniej wprawnego obserwatora przedstawił niezwykłe widowisko. Zerwał się gwałtownie od stołu, chwycił oburącz za głowę; przetarł oczy, spojrzał w szkła i nareszcie zwrócił się do sługi.
— Słuchaj, Grzesiu, czy nie wyglądam czerwono?
— Gdzieby zaś...
— Uszczypnij mię mocno w rękę!...
— Grzegórz spełnił polecenie z ostrożnością i niedowierzaniem.
— Mocniej!
— Nie mogę...
— Zobacz puls! Podaj mi wody.
Biedny Grzegórz zwijał się jak mógł, kiwał strapioną głową, a głośno upewniał pana, że zdrów zupełnie. Niespokojny myślał nad tem, jakby coprędzej sprowadzić lekarza.
Pan tymczasem usiadł przed mikroskopem i nie ruszył się już aż do późna w nocy.
Źle mówię, bo był ciągle w ruchu. Przewracał kartki słownika, zapisywał coś ustawicznie i spoglądał co chwila w mikroskop.
Grzegórz nie zmrużył oka. Był już pewnym, że pan zachorował. Przemyśliwał tylko, co począć rano i kogo zawezwać. Tak doczekali obaj brzasku dziennego. Kiedy niekiedy nasz uczony wstawał i chodził gorączkowo po pokoju, wymawiając niezrozumiałe zdania.
Nareszcie legł nad ranem w ubraniu i przespał do 10‑ej. Ledwie się zbudził, Grzegórz, oczekujący nań