Strona:Emil Zola - Germinal.djvu/37

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

że aż Zacharyasz i Levaque poczęli z niego drwić. Obaj byli niezadowoleni z przyjęcia obcego, zwłaszcza Levaque zły był, że go stary Maheu nie spytał o zdanie. Ale Katarzyna cieszyła się słysząc jak ojciec objaśniał Stefana.
— Widzi pan, — mówił — ponad klatką jest spadochron... ot te żelazne klamry. Gdy się lina urywa, wbijają się w bierwona szachtu. To funkcyonuje... zwykle... ale nie zawsze., o, nie zawsze. Tak... tak... szacht podzielony jest na trzy piętra i od dołu do góry obity deskami. Pośrodku idzie winda, z boku schody.
Urwał i począł mruczeć, ale nie śmiał podnieść głosu.
— Psiakrew! Czyż będziemy tu nocowali? To łajdactwo kazać tak marznąć ludziom.
Dozorca Richomme, który też zjeżdżać miał, stał obok z lampą zawieszoną u czapki. Usłyszał słowa ojca Maheu i rzekł cicho, dobrotliwym głosem:
— Uważaj no stary i stul gębę. Gotów kto usłyszeć.
Był on dawniej hajerem i utrzymywał przyjacielskie stosunki z dawnemi kolegami, oile nota bene pozwalała na to nowa godność.
— Widzisz — dodał — wszystko ma swój czas... Oto i twoje pudło! Właź ze swą czeredą!
Klatka otoczona poręczą żelazną i gęsto okratowana czekała już oparta na hakach.
Maheu, Zacharyasz, Levaque i Katarzyna weszli w jeden z dolnych wózków, a że miejsce przeznaczone było na pięć osób wszedł więc też i Stefan. Lepsze miejsca były już zajęte, więc musiał się wcisnąć w kąt obok Katarzyny, której łokieć począł go gnieść. Zawadzała mu też lampa. Górnicy radzili, by ją zawiesił u guzika kaftana, ale nie dosłyszał i trzymał ją dalej niezgrabnie w ręku. Wsiadano dalej. Tłoczyli się ludzie w przedziałach pod i nad niemi, jak bydło wpędzone do wagonu. Klatka nie ruszyła się z miejsca. Cóż się stało? Zdawało mu się, że długą już chwilę czeka. Nagle uczuł wstrząśnienie i wszystko stało się czarne. Znikły otaczające przedmioty i uczuł, że wpada w przepaść. Zadrżał na całem ciele i doznał zawrotu głowy. Trwało to tak długo, jak długo