Strona:Emil Zola - Germinal.djvu/330

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

chwili, że wracają Negrel i żona jego. Ale tumult rósł z każdą chwilą i właśnie gdy wyjrzał przez okno, zahuczał potężny okrzyk z trzech tysięcy piersi:
— Chleba! Chleba! Chleba!
Strejkujący zalali Montsou i obiegli budynek dyrekcyi. W tejże samej chwili żandarmi, przekonani, że tłum zamierza zniszczyć Voreux ruszyli tam galopem.
W odległości dwu kilometrów od pierwszych domów Montsou niedaleko skrzyżowania się gościńca z drogą do Vandame, pani Hennebeau i wszyscy wycieczkowicze mieli sposobność przyjrzenia się z bardzo bliska tłumowi strajkujących. Dzień im upłynął w Marchiennes bardzo przyjemnie. Po śniadaniu u dyrektora hut zwiedzono warsztaty przypatrzono się wyrobowi szkła i już słońce zachodziło gdy jechali z powrotem. Po drodze Cecylka zaproponowała, by napić się mleka w małym folwarczku gdzie właśnie dojono krowy.
Damy wysiadły, Negrel także zeskoczył z konia, a gospodyni zaskoczona tak wykwintną wizytą chciała nakryć stół obrusem. Ale Łucya i Janka chciały przypatrzyć się dojeniu, więc wszyscy udali się do stajni z garnuszkami w rękach. Śmiano się z tej idylki wiejskiej i wszyscy grzęźli w słomie wędrując przez boisko otwarte przytykające do stajni.
Pani Hennebeauz miną macierzyńskiej pobłażliwości umoczyła usta w mleku, gdy nagle zaniepokoił ją hałas dochodzący od drogi.
— Cóż się stało? — spytała.
Stodoła i stajnia stały przy samej drodze, a do nich przypierała wozownia posiadająca wielką bramę. Dziewczęta wyjrzały i ze zdumieniem ujrzały po lewej stronie ogromną falę ludzi płynącą od Vandame z wielkim krzykiem.
— A do licha! — zawołał Negrel wyjrzawszy także — Czyżby nasi krzykacze nareszcie zamyślali o czemś na seryo?
— To pewnie górnicy — rzekła gospodyni. — Już drugi raz przechodzą tędy. Niech państwo się schowają lepiej. Z nimi niema żartów.