Strona:Emil Zola - Germinal.djvu/143

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wodu czegoś o czem nie mówili, a co leżało na dnie ich dusz.
Nastała wiosna. Za każdem wyjściem z kopali Stefan wciągał teraz w piersi wonną falę powietrza przesiąkniętego zapachem kiełkujących pędów, co dnia wonniejszą falę budzącego się życia, które nie przenikało tam gdzie pracował, do krainy zimy, ciemni i wilgoci wiekuistej nie umajonej nigdy latem, nie ogrzanej słońcem. Dni stały się dłuższe.
W maju, już przy świetle dziennem spuszczał się Stefan do szachtu żegnając wzrokiem łunę wchodu, od której różowiła się biała para buchająca z maszyny. Przestali wszyscy dygotać z zimna, po równi szła ciepła fala, a skowronki śpiewały na niebie. Potem o trzeciej widziało się już słońce, pałał cały horyzont, jaskrawiło wszystko kolorami mimo dymu i pyłu węglowego. W czerwcu kołysały się łany pszenicy odbijając matową zielenią od ciemnego seledynu łąk i pól burakowych. Było to morze bezbrzeżne hybotające się za lada powiewem, a Stefan za każdem wyjazdem z kopalni widział różnicę w dojrzewaniu kłosów. Topole wzdłuż kanału pokryły się liśćmi, trawa osłoniła do połowy wał zsypiska węglowego, na łąkach zakwitły kwiaty, rozbujało się życie, a tylko tam w głębi ziemi ciągle rozlegały się westchnienia nędzy i wyczerpania.
Stefan teraz nie płoszył par miłosnych, gdy przechadzał się po Requillart. Widział ślady ich stóp na polach pszenicznych, a gniazdka rozpustników zdradzało kołysanie się dojrzewających już kłosów i czerwonego maku. Zacharyasz z Filomeną przenieśli się także do pszenicy, a w ślad za nimi Lidya z Jeanlinem. Brule chodziła za Lidyą bez przestanku płosząc nieraz swawolników, którzy tak byli zagłębieni w swej zabawie i że trzeba było niemal nastąpić na nich nim zdecydowali się na ucieczkę. Mouquette zwłaszcza używała jak ryba w wodzie. Gdzie się spojrzało widać było wśród zboża jej głowę, która potem znikała, a ukazywały się nogi sterczące w górę. Stefan spoglądał na to wszystko pobłażliwie,