Strona:Emil Zola - Germinal.djvu/130

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

zazwyczaj była rychła śmierć w ostatecznej nędzy. Nagle Stefan ujrzał coś dużo ciekawszego.
W parowie siedział na kamieniu Jeanlin i gniewał się za coś na Lidyę i Beberta, którzy przycupnęli obok niego. Stefan słyszał każde słowo.
— Co? Powiecie?... Ha no spróbujcie... popuchną wam gęby! Mówcie smarkacze... czyj to był pomysł?
Istotnie Jeanlin był autorem całej wyprawy. Bił się i bawił ze swymi małymi przyjaciółmi na łące nad kanałem, całe popołudnie, zbierając dla odpoczynku dziką sałatę jak mu kazała matka. Ujrzawszy, że zebrało się jej dużo osądził, że takiej masy hyba w domu nie potrzeba. Toteż zamiast wracać do kolonii poszedł do Montsou, postawił Beberta na straży, a Lidyę zmusił, do tego iż pukała po kolei do mieszkań robotniczych proponując kupno sałaty. Był już bardzo doświadczony i wiedział, że dziewczyna potrafi wszystko sprzedać co chce. Malcy handlowali z takim zapałem, że w końcu nie zostało z całego zapasu ni listka, ale za to Lidya zebrała jedenaście sous. Teraz, pozbywszy się towaru zasiedli, by dzielić się zyskiem.
— To jest niesprawiedliwość! mówił Bebert — Podzielić trzeba na trzy równe części. Jeśli ty chcesz wziąść siedm sous, to nam zostanie po dwa.
— Jakto niesprawiedliwość? — krzyknął czerwony z gniewu Jeanlin — Przedewszystkiem nazbierałem więcej niż wy.
Bebert z trwożną miną podziwiał zawsze sprytniejszego od siebie Jeanlina a lekkomyślność wrodzona skazywała go na to, iż zawsze musiał być ofiarą. Toteż choć młodszy, Jeanlin często bił go po twarzy i uczynił swym podwładnym.
Ale dziś żądza pieniędzy podniecała go do oporu.
— Prawda Lidyo, że on nas oszukuje? Ale jeżeli nie podzieli sprawiedliwie, to poskarżymy jego matce.
Jeanlin podsunął mu pięść pod nos.
— Powtórz jeszcze raz! Piśnij słówko jeszcze, a idę zaraz sam do mojej matki i powiem, żeście sprzedali sałatę, która