Strona:Emil Zola - Germinal.djvu/13

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

się w wojnę w Ameryce? Wiedzieć musiał przecież, że tam ludzie i zwierzęta poginą na cholerę!
I poczęli obaj żalić się w krótkich, wiatrem przerywanych zdaniach.
Stefan opowiadał dzieje swej tygodniowej, daremnej włóczęgi. Czyż ma umrzeć z głodu? Niedługo roić się będzie po gościńcach od żebraków.
— Tak — mówił stary — to się źle skończy. Bóg się gniewa, że tylu chrześcian wyrzucono na ulicę.
— Nie co dnia teraz mają ludziska mięso — śmiał się Stefan.
— Ha... żeby tylko co dnia był kawałek chleba — wzdychał stary.
— Tak, tak, żeby chociaż chleb!
Umilkli, wiatr porwał ich słowa i poniósł kędyś daleko z dzikim skowytem.
— Tam! — krzyknął poganiacz wskazując ręką na południe, — tam jest Montsou!
Wyciągniętą ręką wskazywał na ciemni jakieś niewidzialne punkty i nazywał je po kolei. Tam, w Montsou pracowała jeszcze cukrownia, ale druga, firmy Hoton ograniczyła ilość robotników. Zresztą istniała tam jeszcze tylko fabryka mąki firmy Dutilleul i fabryka lin, firmy Bleuze, dostarczająca lin do kopalń. Trzymały się jako tako dotąd. Stary zakreślił ręką szeroki łuk ku północy. Tam leży Sonneville mówił, ale warsztaty budowlane nie mają teraz ani trzeciej części dawnych zamówień, dalej w Marchiennes, z trzech pieców hutniczych, teraz już dwa tylko funkcyonują, a w hucie szkła w Gagebois wybuchnąć ma niebawem strejk, gdyż mówią o obniżeniu płac.
— Wiem, wiem! — powtarzał Stefan. — Byłem tam, byłem!
— U nas — dodał poganiacz — dotąd się wlecze jako tako. Choć i tu zmniejszono pracę, a widzi pan, tam naprzeciwko, w „Victoire“ palą się już tylko dwie baterye koksowe.
Splunął i zaprzągłszy napół śpiącego konia do opróżnionych już wózków oddalił się powoli i znikł w ciemnościach.