Strona:Emil Zola - Germinal.djvu/114

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— I ogrodu... — powtórzyła dama. — Ależ tu wartoby zamieszkać, to wyśmienite.
— Dostają więcej węgla jak im potrzeba, — ciągnęła dalej pani Hennebeau — lekarz przychodzi dwa razy w tygodniu, a na starość dyrekcya daje im pensye, mimo że nie odciąga się im nic z zarobku.
— Raj, istny raj! Jak w bajce! — zamruczał pan w zachwyceniu.
Maheude podsunęła krzesła i prosiła siadać. Ale panie podziękowały. Pani Hennebeau miała już tego widocznie dosyć, choć zrazu rozerwała ją trochę rola przewodnika po menażeryi. Specyficzny odór nędzy panujący w domach robotniczych, do których się wejść odważyła, mimo czystości ich, raził ją. Powtarzała zresztą tylko posłyszane frazesy, sama nie troszczyła się wcale losem ludzi żyjących i cierpiących tutaj w bezpośredniem sąsiedztwie.
— Śliczne dzieciaki! — wybąknęła dama w płaszczu futrzanym, a w głębi duszy poczuła odrazę do ich brzydkich, zawielkich głów pokrytych twardym, rudym włosem.
Maheude musiała mówić ile lat mają. Damy z grzeczności zapytały o Stelkę. Ojciec Bonnemort z uszanowania wielkiego odłożył fajkę, mimoto jednak był gościom strasznem zjawiskiem. Widoczne były na nim okropne skutki czterdziestoletniej pracy w kopalni. Ukryć się nie dały okaleczałe nogi, złamany pracą grzbiet i bezkrwista ołowiana twarz. Porwał go właśnie kaszel więc wyszedł, by odpluć na polu, gdyż domyślił się, że jego czarne plwociny wstręt by wzbudzić mogły w wytwornych gościach.
Na Alzirę spadły wszystkie niemal pochwały. Cóż to za śliczna mała gosposia z czystą ściereczką u pasa? Winszowano matce, że ma córkę tak nad swój wiek rozwiniętą. Nikt nie wspominał o garbie, ale niezręcznie litościwe, niespokojne spojrzenia podkreślały to aż nadto dokładnie.
— Teraz — rzekła pani Hennebeau — gdy państwa zapyta ktoś w Paryżu jak mieszkają górnicy Vo-