Strona:Emil Zola - Germinal.djvu/109

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Dziwi mnie tylko, żeś pozwoliła, by syn twój wdawał się z ich córką.
— Dobrze ci tak mówić... ale spróbuj nie pozwolić... Ogród jej przytyka do naszego. W lecie siedział Zacharyasz ciągle z Filomeną za krzakiem bzu, albo na dachu szopy z królikami. Nie żenowali się wcale i nie podobna było zaczerpnąć wody, by ich nie schwycić na gorącym uczynku.
To były skutki życia wspólnego obok siebie robotników w kolonii.
Chłopcy i dziewczęta widywali się ciągle, dojrzewali razem i bez przeszkody gdy tylko noc nadeszła mogli z zupełną swobodą obcować z sobą. Ulubionem miejscem był płaski dach stajni króliczej.
Wszystkie przesuwaczki przynosiły sobie stamtąd swe pierwsze dziecko, oile nie wołały w tym samym celu udać się na starą kopalnię w Requillart lub ulokować się w zbożu. Nie było w tem nic zdrożnego, pobierano się potem, jeno matki gniewały się gdy chłopcy poczynali za wcześnie, gdyż syn żeniący się był stracony dla rodziny.
— Na twojem miejscu skończyłabym już raz z tem! — poczęła znowu pani Pierron głosem nabrzmiałym świętem oburzeniem. — Mają już dwoje dzieci, a nie przestaną jeszcze rychło zadawać się ze sobą. Zresztą krzyżyk już i tak musisz położyć na jego pieniądze.
Maheude wzniosła do góry pięści.
— Słuchaj! Przeklnę ich jeśli nie przestaną!... Czyż Zacharyasz nie jest obowiązany szanować rodziców? Kosztował nas tyle! Teraz musi nam odrobić choć trochę, nim sobie weźmie na kark żonę. Powiedz sama cobyśmy poczęli gdyby dzieci gdy tylko nauczą się pracować, pracowały zaraz na siebie? Lepiej by położyć się i zdechnąć!
Niebawem uspokoiła się i dodała:
— Mówię tak wogóle tylko... pokaże się co z tego wszystkiego będzie... Wyborna ta twoja kawa. Nie szczędzisz do niej, widzę niczego.