Strona:Emil Zola - Germinal.djvu/105

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Alzira stała przy kuchni i bujała na rękach Stelkę, daremnie starając się ją uspokoić. Dziecko wrzeszczało w niebogłosy. Alzira, gdy jej zabrakło cukru, a mała poczęła płakać, postanowiła spróbować sposobu jakiego się czasem chwytała z niejakiem powodzeniem. Rozpięła stanik i przytuliła usta dziecka do swej piersi. Ale Stelka rozgniewana, że nic wyssać nie może z piersi małego, chorowitego dziecka nie przestawała drzeć się.
— Daj mi ją! — zawołała matka pozbywszy się ładunku — Inaczej nie da nam bachor przyjść do słowa.
Wydobyła z kaftana ogromną swą, ciężką pierś, a gdy malec uczepił się jej i zamilkł od razu, można było rozmawiać. Wszystko było w porządku, mała gosposia podsyciła ogień, zamietła izbę, uporządkowała rzeczy. Gdy cicho się zrobiło słychać było już tylko miarowe chrapanie dziadka śpiącego ciągle bez przerwy mimo krzyku dziecka, który trwał kilka godzin.
— Co tu wszystkiego? — wyszeptała Alzira i uśmiechnęła się na widok zapasów. — Jeśli chcesz mamo, ugotuję zupy.
Cały stół założony był pakunkami. Leżał tu pakiet z ubraniami, dwa chleby, ziemniaki, masło, kawa, cykorya i pół funta głowizny wieprzowej.
— Ach, zupa! — odparła matka znużonym głosem. Trzeba by dopiero zbierać szczaw, szukać w ogrodzie czosnku! Nie, potem ugotuję dla nich zupy. Połóż na węglach ziemniaków, zjemy je z masłem. I kawy zrób! Nie zapomnij o kawie!
Nagle przypomniała sobie o brioszkach. Spojrzała na dzieci, które już nieco przyszedłszy do siebie biły się na ziemi. Masz tobie, zjadły brioszki po drodze. Wymierzyła każdemu po jednym policzku, a starała się ją. uspokoić Alzira krzątająca się u kuchni.
— Daj mamo spokój. Jeśli o mnie idzie, to mniejsza z tem. Wiesz, że mi na brioszkach nie zależy. Zgłodniali pewno oboje, gdyż szli taki kawał drogi.
Wybiła dwunasta. Poczęły stukać saboty wracających ze szkoły dzieci. Kartofle były upieczone, kawa, do