Strona:Emil Pouvillon - Jep Bernadach.djvu/159

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

rana z obawy, by nie zapomnieć. Spieszno mu było dokonać guseł i doznać ulgi obiecanej. Wydawało mu się, że czar poczyna już działać. Szedł krokiem swobodniejszym, głowa nie zwisała tak na piersi. Prawie ochoczo przedarł się przez skalistą roztokę Taurynii, zbiegł w dół ku Prades i wszedł do kościoła św. Piotra. Nie uświadamiając sobie, że popełnia świętokradztwo wślizgnął się do kaplicy Męki Pańskiej, pustej o tej porze i potarł o poczerniałego Chrystusa złowrogie ziele. Czemużby nie miał Bóg także dopomódz mu do odzyskania zdrowia? I nietylko Bóg, ale także Matka Boska i wszyscy święci? Opanowany nagłą potrzebą modlitwy, chory ukląkł i począł modlić się przed obrazem swego patrona, św. Galderyka. Potem padł krzyżem przed Matką Boską Nieustającej Pomocy, statuą malowaną i ubraną jak człowiek, z łańcuszkiem srebrnym na szyi, pierścionkami na wszystkich palcach i wielkiem złotem sercem zawieszonem w wycięciu gorsetu na piersiach, połyskującem w mroku nawy kościelnej.
Gdy Galderyk wyszedł z kościoła spostrzegł na ulicach ruch niezwykły. Ludzie się spotykali, przystawali, grupy się tworzyły przed bramami domów. Cóż to się stało? Dalej, tłum ludzi otaczał afisz pisany, przylepiony na frontowej ścianie merostwa. Była to depesza prefektury promulgująca zamach stanu, rozpędzenie Izby i ogłoszenie