Strona:Elwira Korotyńska - Zimowy gość.djvu/12

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

jego tonów, dziwiąc się, jak z tak małego gardziołka mogą wyjść podobne melodje.
Ptaszek usadowił się na czeremsze i znalazłszy samiczkę, wyprawił wesele i miał tam wić gniazdko.
Ale rychło spostrzegł, że nie miałby tu ani on ani żona spokoju, gdyż czeremcha osypana była wonnem kwieciem, po które schodziły się dzieci i wdrapywały się na drzewo, aby narwać śnieżnych kwiatów i ustroić w nie swoje izdebki.
Przeniósł się ptaszek na jabłonkę.
Tam, to dopiero miał używanie! Listek pełno, drzewo gęste i rozłożyste, cisza wkoło, nikt kwiecia nie zrywa, boć z każdego kwiatka owoc się rodzi, więc szkoda... jednem słowem wymarzona siedziba!
Uwił śliczne gniazdeczko, usadowił samiczkę i poleciał w odwiedziny do swej opiekunki.
Stuknął dziobkiem w szybę, a gdy Oleńka okrzykiem radości powitała ptaszka, sądząc, że chce do niej powrócić,