Strona:Elwira Korotyńska - Złota Marysia.djvu/4

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
AKT I.
SCENA 1.

Matka (W zwykłej izbie wieśniaczej): Ani kropli wody! Co to znaczy? Dlaczego nie przyniosłaś do tej pory? Cóż to? może ja stara mam chodzić po wodę do studni?... Zaraz mi przynoś!

Złota Marysia (rzuca obierane kartofle i chwyta wiaderko): Zaraz, mamo, zaraz!

Czarna Marysia (przedrzeźnia ją): Zaraz mamo, zaraz! (swym głosem naturalnym) Trzeba próżniakowi o wszystkiem przypominać! Ot i buciki moje jeszcze niewyczyszczone!... (biegnie i chce uderzyć Złotą Marysię, Marysia ucieka przezedrzwi).

Matka: Prawdę powiedziawszy, to mogłabyś sobie buciki sama oczyścić!

Czarna Marysia: Taak! I z osmolemi rękami, ma mnie może wziąć książe? Wszak sama mówiłaś, że książe napewno mi się oświadczy.

Matka: O naturalnie! Wzroku od ciebie nie odrywa! A jak jeszcze tę nową suknię na siebie włożysz, to napewno ci się oświadczy! A wtedy i matce będzie lżej! Przyjmiesz matkę do siebie, nieprawdaż?

Czarna Marysia: Naturalnie! Zarazby usunęła dawną kucharkę, a wzięłabym matkę... No, ale gdzież ta suknia? Pora się już w nią ubierać

Matka: Cierpliwości, córeczko! Zaraz przyniosą!... Ale co ta Marysia tak długo nie przychodzi?

Złota Marysia: (wbiega bez wiadra) Matko, nie gniewaj się!

— 2 —