Strona:Elwira Korotyńska - Wiernuś.djvu/6

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

tawiono i postanowił wynaleźć swych ukochanych...
Biegnie już z tydzień i nigdzie ani śladu dobrej pani, nigdzie nie widać ani pana ani panienki.
Widzi tylko wszędzie grożące mu pięści, słyszy wymyślania i czuje ból od rzucanych nań kamieni.

Czasem psy rzucały się na niego i chciały, jako obcego zagryźć, ale pies litościwszy od człowieka, spojrzawszy na wynędzniałe stworzenie, ledwie trzyma-