Strona:Elwira Korotyńska - Wiernuś.djvu/12

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Tak dotarli do Szwajcarji państwo i pies.
Znalazłszy wygodne dla żony pomieszczenie, pan Lisiecki postanowił, jako wyborny turysta górski, pójść w góry aby nasyciwszy się widokiem cudnych krajobrazów orzeźwiony czystem powietrzem górskiem, powrócić do pracy gospodarczej.
— No, Wiernuś! — mówił pewnego wieczora pan Lisiecki — wyruszamy jutro w góry...
— Hau! hau! hau! — radośnie zaszczekał Wiernuś — bądź spokojny, nie zawiodę twego zaufania, ani na krok cię nie odstąpię...
— Aby ci się tylko nie zdarzyło jakie nieszczęście! — zauważyła pani Lisiecka. — Tyle wypadków!
Błagam cię, bądź ostrożny...
— Wiernuś ze mną, czegoż więc się obawiasz, droga moja? Nie da mi on zginąć a i ślad stracić do pensjonatu. Powrócimy jutro wieczorem. Teraz prześpię się trochę, gdyż o świcie wyjść trzeba, aby przed nocą być z powrotem.