Strona:Elwira Korotyńska - Wiernuś.djvu/10

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wiedział, że wyczuwa biedaczek ich wyjazd i postanowił wyjechać tak, żeby psa przy wyjeździe nie było.
Ale jakież było jego zdziwienie, kiedy nazajutrz w wagonie ujrzał pod ławką coś białego, kudłatego, kryjącego się przed jego wzrokiem.
— Co to? czy go oczy mylą?
Zosiu! — zawołał do żony — jakiś pies leży w naszym przedziale... Czyżby nasz?
Zajrzał i okrzyk zdziwienia wydarł mu się z piersi.